Jak tylko idea dojrzała udałem się do admirała Nelsona. Sam admirał nie był zainteresowany partycypacją w projekcie. Należy nadmienić że wpadłem na pomysł by jacht kupić z kimś równie owładniętym manią pływania co ja. Admirał skontaktował mnie z Sindbadem Żeglarzem. Spotkaliśmy się w najbardziej wysuniętej na wschód tawernie pod zdechłym wielorybem, która w listopadowy wieczór na końcu ciemnej ulicy nie zachęcała specjalnie do wejścia, zwłaszcza że przy drzwiach stał jakiś zwalisty zakapior. Jednak zaryzykowałem. Po rozmowie z Sindbadem Żeglarzem projekt nabrał pewnych cech realnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz